ZAPOMNIANY MISTRZ POLSKI
Zdj. Roman "Maser" Mac (2011) |
Pokuszę się nawet o
stwierdzenie: Nieznany Mistrz Polski wywodzący się z Myśliborza (województwo
zachodniopomorskie), ale po kolei.
Rok 1962, w Myśliborzu
pojawia się młody człowiek płci męskiej, oczywiście noworodek. Ojciec ponad 190
cm , mama niewiele niższa i brat rosnący jak na
drożdżach. Należało przypuszczać, że tenże osobnik będzie również słusznego
wzrostu, ale nikt nie przypuszczał, że jest to przyszły mistrz Polski, wybitny
sportowiec na stałe zapisany na kartach wielokrotnego mistrza Polski.
Szkołę podstawową kończy w
Myśliborzu, a później wybiera Gorzów Wielkopolski i naukę w liceum
ogólnokształcącym oraz treningi w „Zniczu” pod okiem doskonałego fachowca od
młodzieży, za jakiego uważany był Marian Świątek.
W wieku 19 lat podpisuje
zawodowy kontrakt z AZS Politechniką Częstochowska i wśród nowych kolegów
otrzymuje pseudonim „Maser”, ze względu na niezwykle silny atak, którym
„masował” blok przeciwnika. Któż to taki? O kim mowa? „Maser” to nikt inny
tylko Roman Mac obecnie mieszkający w Szwajcarii w kantonie berneńskim.
O przebiegu swojej kariery
opowiedział odpowiadając na pytania: ST – Stanisław Trusiuk (prowadzący wywiad), RM – Roman Mac.
ST: Początki Twojej
kariery. W którym roku rozpocząłeś treningi w „Zniczu” Gorzów Wlkp?
RM: Pierwszy kontakt z
siatkówką miałem w Myśliborzu na treningach z moim bratem Zygmuntem, Kaziem
Drzymała pseudonim Długopis oraz Leszkiem Galuba. Trenowałem z oponą piasku w
pasie wzorując się na mistrzach świata z 1974 roku i mistrzach olimpijskich z
1976 roku, a szczególnie na Tomaszu Wójtowiczu. Pierwsze prawdziwe treningi
rozpocząłem w „Zniczu” pod okiem pana Mariana Świątka. Indywidualnie po
lekcjach, a wieczorem z drużyną.
ST: Jaki był Marian
Świątek?
RM: Doskonały fachowiec.
Nauczył mnie całej techniki, również przygotowanie fizyczne miałem bez zarzutu.
Zdj. Roman Mac z drużyną ZNICZ Gorzów |
ST: Czy grałeś w
„Stilonie”? Jaki był skład? Czy pamiętasz? Czy przeżyłeś tzw. „chrzest” w
gronie seniorów?
RM: „Stilonu” Gorzów nie
było na siatkarskiej mapie Polski, więc w nim nie mogłem grać. Na rok przed
ukończeniem „ogólniaka” podpisałem zawodowy kontrakt z AZS Politechniką
Częstochowa (kontrakt podpisałem po Mistrzostwach Polski Juniorów, gdzie
zostałem uznany MVP turnieju, mimo iż byłem rozgrywającym). Chrztu nie
pamiętam. Musiał być bezbolesny.
ST: Podaj skład ówczesnego
AZS Częstochowa. Czy miałeś problemy z wejściem do „szóstki”?
RM: Już w pierwszym roku
wychodziłem w szóstce na niektóre mecze jako atakujący – przyjmujący.
Przychodząc do AZS byłem rozgrywającym i atakującym w klubie i rozgrywającym w
kadrze Polski juniorów. Do przejścia do AZS skłoniło mnie jedno nazwisko –
Stanisław Gościniak (najlepszy rozgrywający Mistrzostw Świata w 1974r).
Sądziłem, że skorzystam z jego ogromnego bagażu doświadczeń jako rozgrywający.
Stało się jednak inaczej. Po przejściu do AZS-u byłem piątym rozgrywającym, a
że na boisku może przebywać w zasadzie tylko jeden, szybko zrozumiałem, że
więcej szans mam jako atakujący. Szybko dostałem przezwisko „Maser” (masowałem
blok moim mocnym atakiem). Moim ogromnym atutem był wyskok, a także szybkość i
siła ataku. Do dzisiaj są opowiadane na ten temat różne historie. Ze znanych
zawodników grających w tym czasie a AZS-ie: Andrzej Martyniuk, Wiesław Czaja,
Władysław Kustra (wszyscy reprezentantami Polski).
Zdj. AZS Częstochowa (1982) |
ST: Z którym rozgrywającym
grało Ci się najlepiej?
RM: Trener ustawia zespół
i pod to ustawienie trenujemy i toczymy sparingi. Jest to tzw. Zgrywanie się
drużyny. Atakujący nie wybiera rozgrywającego.
ST: Ile lat grałeś w
AZS-ie?
RM: Wśród Akademików grałem
9 lat zaczynając od drugiej ligi, a kończąc na Mistrzostwach Polski. Zmieniali
się zawodnicy, jedni odchodzili inni przychodzili.
ST: Kto był największym
kawalarzem w drużynie?
RM: Byliśmy drużyną
Akademicką i żarty były naszą mocną stroną. Na każdym treningu żartowaliśmy i
śmialiśmy się. Żarty w dobrym znaczeniu, nie było złośliwości.
ST: Ile razy byłeś
Mistrzem Polski z AZS-em, a ile razy zdobywałeś Puchar Polski?
RM: Wraz z AZS-em zdobyłem
pierwsze mistrzostwo dla tego klubu. Po zakończeniu tego sezonu, a było to w
1990r. wyjechałem do Szwajcarii. Za moich czasów Puchar Polski nie miał takiego
prestiżu jak obecnie i finały rozgrywaliśmy jako przetarcie przed rozpoczęciem
sezonu. Mogę się mylić, ale chyba wygraliśmy 2 razy. Akademickie Mistrzostwo Polski
zdobyliśmy 5 razy. Jestem tego pewien, gdyż pięć razy brałem w nich udział.
ST: Ile spotkań rozegrałeś
w AZS-ie i kto był Twoim trenerem?
RM: Ilości spotkań nie
pamiętam. Przez 9 lat grałem w pierwszej szóstce jako atakujący, a także jako
kapitan AZS-u. Trenerzy: Stanisław Gościniak, Jan Majkusiak, Ryszard Bosek.
ST: Czy byłeś wybrany
najlepszym siatkarzem ligi po zakończeniu sezonu?
RM: Nie byłem. Zostałem
natomiast wybrany do „szóstki” ligi. Najlepszym siatkarzem wytypował mnie
natomiast Wazek Golec, z którym grałem kiedyś w kadrze juniorów.
ST: Jaką rolę w Twoim
życiu odegrał Stanisław Gościniak ikona AZS-u Częstochowa?
RM: Był moim trenerem
przez 6 lat. To dzięki niemu znalazłem się w AZS-ie. Znamy się dobrze.
Zdj. Historia AZS |
ST: Czy byłeś
reprezentantem Polski seniorów?
RM: Niestety nie. Grałem
tylko w reprezentacji Polski juniorów i w Akademickiej Reprezentacji.
Dwukrotnie, mimo przygotowań nie pojechaliśmy na Uniwersjadę z uwagi na brak
funduszy (w tym czasie ogromna bolączka – brak kasy).
ST: Które mecze utkwiły Ci
najbardziej w pamięci i dlaczego?
RM: Graliśmy kiedyś na
turnieju w Hamburgu jako AZS Częstochowa. W finale za przeciwnika mieliśmy
reprezentację Kuby z najlepszym zawodnikiem świata Despengiem. Rozegrałem
doskonałe spotkanie, to było wielkie show, po wspaniałych akcjach kibice bili
nam brawo na stojąco. Po finale miałem oferty z trzech klubów niemieckich, ale
mój klub nie myślał, aby mnie puścić.
ST: Najbardziej
dramatyczne mecze w Twojej karierze?
RM: Za moich czasów sety
grało się do 15 i po każdej udanej akcji drużyny, która nie serwowała była tzw.
Strata zagrywki i piłka przechodziła do przeciwnika bez punktu. Było tylko
przejście. Pamiętam dwa wyniki po 14:1. W pierwszym przypadku w reprezentacji
Polski juniorów na turnieju w Sofii prowadziliśmy 14:1. Wydawało się, że tylko
jeden punkt i po meczu. Niestety nie zdobyliśmy żadnego punktu i przegraliśmy
seta 14:16 i cały mecz. Natomiast w meczu ligowym, nie pamiętam z kim,
przegrywaliśmy 1:14 i potrafiliśmy wygrać w seta i cały mecz. Samo życie.
ST: Najweselsze sytuacje w
meczach podczas Twojej kariery?
RM: Podczas meczu ligowego
w Nysie przeciwko miejscowej drużynie zawsze „rozgrzewałem” kibiców i drużynę
przeciwnika do czerwoności. Nie mogli mnie złapać blokiem i po każdej wygranej
akcji dyskretny gest do przeciwnika i kibiców i „Eee”. W trzecim secie
„Nysianie” wreszcie mnie zablokowali i cała szóstka zawodników rzuciła się do
mnie z wielkim „Eee”. Sędzia każdemu z nich dał żółtą kartkę. Razem sześć –
rekord ligi.
ST: Najlepszym kolegom w
kadrze juniorów był?
RM: Marian Kardas i Wacław
Golec
ST: Czy utrzymujesz
kontakty z kolegami z AZS-u?
RM: Nie za bardzo. Za
moich czasów nie było internetu i komórek. Kontakty się urwały, lecz próbuję
nawiązać je od nowa.
ST: Co było przyczyną wyjazdu
do Szwajcarii?
RM: Jak to zwykle bywa –
przypadek. Po zdobyciu Mistrzostwa Polski wyjechaliśmy do Szwajcarii na turniej
i mieliśmy sprzedać Darka Marszałka , zawodnika naszej drużyny. Jego kolega Jan
Such trenował drużynę II ligową w Tramelanie. Jednak zamiast Darka
Szwajcarzy chcieli kupić mnie, ale klub nie chciał. Posłużyłem się małym
szantażem „jak mnie nie sprzedacie to kończę karierę”. Ulegli i tak znalazłem
się na obczyźnie.
ST: W jakim klubie i jak
długo?
RM: Klub szwajcarski, do
którego przeszedłem to TGV-87 Tramelan grający w drugiej lidze. Trenerem był
Jan Such, a w drużynie oprócz mnie grał jeszcze Marian Komar z Resovii Rzeczów.
Naszym celem był awans do pierwszej ligi w tym roku. W całym sezonie
przegraliśmy tylko trzy sety i upragniony awans mieliśmy w kieszeni. Większy
rozgłos zdobyliśmy jednak grając w finale Pucharu Szwajcarii. Finał
przegraliśmy, ale po drodze pokonaliśmy trzy drużyny z ligi A. Finał na żywo
transmitowany w telewizji, ponad 1000 kibiców z Tramelan, wydarzenie historyczne
w moim nowym mieście i całej Szwajcarii. Rozgrywki pucharowe mają większość
oglądalność od ligi. Po udanym sezonie w Tramelan miałem możliwość podpisania
kontraktów w Turcji, Izraelu i Francji. Pozostałem jednak wierny drużynie TGV-87.
W tej drużynie grałem 10 lat i mając 38 lat zakończyłem 23-letnią karierę
zawodniczą.
Zdj. TGV-87 Tramelan |
ST: Co aktualnie porabiasz
i czym się zajmujesz?
RM: Podczas i po
zakończeniu kariery pracowałem jako inżynier w zegarkach. Zajmuję się do dnia
dzisiejszego programowaniem do grawerowania części wewnętrznych zegarka. Zakład
w którym pracuję robi programy do ekskluzywnych zegarków szwajcarskich. Mam 3
córki (Kim – 20 lat, Jordane – 18 lat, Chanel – 10 lat). Moje hobby to
komputery i fotografia. Robię filmy i zdjęcia dla lokalnych stowarzyszeń z
Tramelanu oraz dla znajomych. Przeprowadzam wywiady z osobami starszymi opowiadającymi historię miasta. Opowiadają o
swoim życiu i zwyczajach, a także obyczajach. Później robimy filmy na DVD.
ST: Dziękuję za wywiad i
do zobaczenia latem w Myśliborzu. Planujemy organizację turnieju na stadionie
między innymi z Twoim udziałem, a także innych sław Polskiej Siatkówki. Czuj
się zaproszony jako gość i jako uczestnik.
RM: Dziękuję za pamięć i
zaproszenie. Nie wiem czy będę miał w tym czasie urlop, ale postaram się
przyjechać. Do zobaczenia.
Więcej zdjęć z Bohaterem wywiadu tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz