czwartek, 10 stycznia 2013


ZAPOMNIANY MISTRZ POLSKI

Zdj. Roman "Maser" Mac (2011)
Pokuszę się nawet o stwierdzenie: Nieznany Mistrz Polski wywodzący się z Myśliborza (województwo zachodniopomorskie), ale po kolei.

Rok 1962, w Myśliborzu pojawia się młody człowiek płci męskiej, oczywiście noworodek. Ojciec ponad 190 cm, mama niewiele niższa i brat rosnący jak na drożdżach. Należało przypuszczać, że tenże osobnik będzie również słusznego wzrostu, ale nikt nie przypuszczał, że jest to przyszły mistrz Polski, wybitny sportowiec na stałe zapisany na kartach wielokrotnego mistrza Polski.
Szkołę podstawową kończy w Myśliborzu, a później wybiera Gorzów Wielkopolski i naukę w liceum ogólnokształcącym oraz treningi w „Zniczu” pod okiem doskonałego fachowca od młodzieży, za jakiego uważany był Marian Świątek.
W wieku 19 lat podpisuje zawodowy kontrakt z AZS Politechniką Częstochowska i wśród nowych kolegów otrzymuje pseudonim „Maser”, ze względu na niezwykle silny atak, którym „masował” blok przeciwnika. Któż to taki? O kim mowa? „Maser” to nikt inny tylko Roman Mac obecnie mieszkający w Szwajcarii w kantonie berneńskim.


O przebiegu swojej kariery opowiedział odpowiadając na pytania: ST – Stanisław Trusiuk  (prowadzący wywiad), RM – Roman Mac.

ST: Początki Twojej kariery. W którym roku rozpocząłeś treningi w „Zniczu” Gorzów Wlkp?

RM: Pierwszy kontakt z siatkówką miałem w Myśliborzu na treningach z moim bratem Zygmuntem, Kaziem Drzymała pseudonim Długopis oraz Leszkiem Galuba. Trenowałem z oponą piasku w pasie wzorując się na mistrzach świata z 1974 roku i mistrzach olimpijskich z 1976 roku, a szczególnie na Tomaszu Wójtowiczu. Pierwsze prawdziwe treningi rozpocząłem w „Zniczu” pod okiem pana Mariana Świątka. Indywidualnie po lekcjach, a wieczorem z drużyną.

ST: Jaki był Marian Świątek?

RM: Doskonały fachowiec. Nauczył mnie całej techniki, również przygotowanie fizyczne miałem bez zarzutu.

Zdj. Roman Mac z drużyną ZNICZ Gorzów


ST: Czy grałeś w „Stilonie”? Jaki był skład? Czy pamiętasz? Czy przeżyłeś tzw. „chrzest” w gronie seniorów?

RM: „Stilonu” Gorzów nie było na siatkarskiej mapie Polski, więc w nim nie mogłem grać. Na rok przed ukończeniem „ogólniaka” podpisałem zawodowy kontrakt z AZS Politechniką Częstochowa (kontrakt podpisałem po Mistrzostwach Polski Juniorów, gdzie zostałem uznany MVP turnieju, mimo iż byłem rozgrywającym). Chrztu nie pamiętam. Musiał być bezbolesny.

ST: Podaj skład ówczesnego AZS Częstochowa. Czy miałeś problemy z wejściem do „szóstki”?

RM: Już w pierwszym roku wychodziłem w szóstce na niektóre mecze jako atakujący – przyjmujący. Przychodząc do AZS byłem rozgrywającym i atakującym w klubie i rozgrywającym w kadrze Polski juniorów. Do przejścia do AZS skłoniło mnie jedno nazwisko – Stanisław Gościniak (najlepszy rozgrywający Mistrzostw Świata w 1974r). Sądziłem, że skorzystam z jego ogromnego bagażu doświadczeń jako rozgrywający. Stało się jednak inaczej. Po przejściu do AZS-u byłem piątym rozgrywającym, a że na boisku może przebywać w zasadzie tylko jeden, szybko zrozumiałem, że więcej szans mam jako atakujący. Szybko dostałem przezwisko „Maser” (masowałem blok moim mocnym atakiem). Moim ogromnym atutem był wyskok, a także szybkość i siła ataku. Do dzisiaj są opowiadane na ten temat różne historie. Ze znanych zawodników grających w tym czasie a AZS-ie: Andrzej Martyniuk, Wiesław Czaja, Władysław Kustra (wszyscy reprezentantami Polski).

Zdj. AZS Częstochowa (1982)

ST: Z którym rozgrywającym grało Ci się najlepiej?

RM: Trener ustawia zespół i pod to ustawienie trenujemy i toczymy sparingi. Jest to tzw. Zgrywanie się drużyny. Atakujący nie wybiera rozgrywającego.

ST: Ile lat grałeś w AZS-ie?

RM: Wśród Akademików grałem 9 lat zaczynając od drugiej ligi, a kończąc na Mistrzostwach Polski. Zmieniali się zawodnicy, jedni odchodzili inni przychodzili.

ST: Kto był największym kawalarzem w drużynie?

RM: Byliśmy drużyną Akademicką i żarty były naszą mocną stroną. Na każdym treningu żartowaliśmy i śmialiśmy się. Żarty w dobrym znaczeniu, nie było złośliwości.

ST: Ile razy byłeś Mistrzem Polski z AZS-em, a ile razy zdobywałeś Puchar Polski?

RM: Wraz z AZS-em zdobyłem pierwsze mistrzostwo dla tego klubu. Po zakończeniu tego sezonu, a było to w 1990r. wyjechałem do Szwajcarii. Za moich czasów Puchar Polski nie miał takiego prestiżu jak obecnie i finały rozgrywaliśmy jako przetarcie przed rozpoczęciem sezonu. Mogę się mylić, ale chyba wygraliśmy 2 razy. Akademickie Mistrzostwo Polski zdobyliśmy 5 razy. Jestem tego pewien, gdyż pięć razy brałem w nich udział.

ST: Ile spotkań rozegrałeś w AZS-ie i kto był Twoim trenerem?

RM: Ilości spotkań nie pamiętam. Przez 9 lat grałem w pierwszej szóstce jako atakujący, a także jako kapitan AZS-u. Trenerzy: Stanisław Gościniak, Jan Majkusiak, Ryszard Bosek.

ST: Czy byłeś wybrany najlepszym siatkarzem ligi po zakończeniu sezonu?

RM: Nie byłem. Zostałem natomiast wybrany do „szóstki” ligi. Najlepszym siatkarzem wytypował mnie natomiast Wazek Golec, z którym grałem kiedyś w kadrze juniorów.

ST: Jaką rolę w Twoim życiu odegrał Stanisław Gościniak ikona AZS-u Częstochowa?

RM: Był moim trenerem przez 6 lat. To dzięki niemu znalazłem się w AZS-ie. Znamy się dobrze.

Zdj. Historia AZS


ST: Czy byłeś reprezentantem Polski seniorów?

RM: Niestety nie. Grałem tylko w reprezentacji Polski juniorów i w Akademickiej Reprezentacji. Dwukrotnie, mimo przygotowań nie pojechaliśmy na Uniwersjadę z uwagi na brak funduszy (w tym czasie ogromna bolączka – brak kasy).

ST: Które mecze utkwiły Ci najbardziej w pamięci i dlaczego?

RM: Graliśmy kiedyś na turnieju w Hamburgu jako AZS Częstochowa. W finale za przeciwnika mieliśmy reprezentację Kuby z najlepszym zawodnikiem świata Despengiem. Rozegrałem doskonałe spotkanie, to było wielkie show, po wspaniałych akcjach kibice bili nam brawo na stojąco. Po finale miałem oferty z trzech klubów niemieckich, ale mój klub nie myślał, aby mnie puścić.

ST: Najbardziej dramatyczne mecze w Twojej karierze?

RM: Za moich czasów sety grało się do 15 i po każdej udanej akcji drużyny, która nie serwowała była tzw. Strata zagrywki i piłka przechodziła do przeciwnika bez punktu. Było tylko przejście. Pamiętam dwa wyniki po 14:1. W pierwszym przypadku w reprezentacji Polski juniorów na turnieju w Sofii prowadziliśmy 14:1. Wydawało się, że tylko jeden punkt i po meczu. Niestety nie zdobyliśmy żadnego punktu i przegraliśmy seta 14:16 i cały mecz. Natomiast w meczu ligowym, nie pamiętam z kim, przegrywaliśmy 1:14 i potrafiliśmy wygrać w seta i cały mecz. Samo życie.

ST: Najweselsze sytuacje w meczach podczas Twojej kariery?

RM: Podczas meczu ligowego w Nysie przeciwko miejscowej drużynie zawsze „rozgrzewałem” kibiców i drużynę przeciwnika do czerwoności. Nie mogli mnie złapać blokiem i po każdej wygranej akcji dyskretny gest do przeciwnika i kibiców i „Eee”. W trzecim secie „Nysianie” wreszcie mnie zablokowali i cała szóstka zawodników rzuciła się do mnie z wielkim „Eee”. Sędzia każdemu z nich dał żółtą kartkę. Razem sześć – rekord ligi.

ST: Najlepszym kolegom w kadrze juniorów był?

RM: Marian Kardas i Wacław Golec

ST: Czy utrzymujesz kontakty z kolegami z AZS-u?

RM: Nie za bardzo. Za moich czasów nie było internetu i komórek. Kontakty się urwały, lecz próbuję nawiązać je od nowa.

ST: Co było przyczyną wyjazdu do Szwajcarii?

RM: Jak to zwykle bywa – przypadek. Po zdobyciu Mistrzostwa Polski wyjechaliśmy do Szwajcarii na turniej i mieliśmy sprzedać Darka Marszałka , zawodnika naszej drużyny. Jego kolega Jan Such trenował drużynę II ligową w Tramelanie. Jednak zamiast Darka Szwajcarzy chcieli kupić mnie, ale klub nie chciał. Posłużyłem się małym szantażem „jak mnie nie sprzedacie to kończę karierę”. Ulegli i tak znalazłem się na obczyźnie.

ST: W jakim klubie i jak długo?

RM: Klub szwajcarski, do którego przeszedłem to TGV-87 Tramelan grający w drugiej lidze. Trenerem był Jan Such, a w drużynie oprócz mnie grał jeszcze Marian Komar z Resovii Rzeczów. Naszym celem był awans do pierwszej ligi w tym roku. W całym sezonie przegraliśmy tylko trzy sety i upragniony awans mieliśmy w kieszeni. Większy rozgłos zdobyliśmy jednak grając w finale Pucharu Szwajcarii. Finał przegraliśmy, ale po drodze pokonaliśmy trzy drużyny z ligi A. Finał na żywo transmitowany w telewizji, ponad 1000 kibiców z Tramelan, wydarzenie historyczne w moim nowym mieście i całej Szwajcarii. Rozgrywki pucharowe mają większość oglądalność od ligi. Po udanym sezonie w Tramelan miałem możliwość podpisania kontraktów w Turcji, Izraelu i Francji. Pozostałem jednak wierny drużynie TGV-87. W tej drużynie grałem 10 lat i mając 38 lat zakończyłem 23-letnią karierę zawodniczą.

Zdj. TGV-87 Tramelan




ST: Co aktualnie porabiasz i czym się zajmujesz?

RM: Podczas i po zakończeniu kariery pracowałem jako inżynier w zegarkach. Zajmuję się do dnia dzisiejszego programowaniem do grawerowania części wewnętrznych zegarka. Zakład w którym pracuję robi programy do ekskluzywnych zegarków szwajcarskich. Mam 3 córki (Kim – 20 lat, Jordane – 18 lat, Chanel – 10 lat). Moje hobby to komputery i fotografia. Robię filmy i zdjęcia dla lokalnych stowarzyszeń z Tramelanu oraz dla znajomych. Przeprowadzam wywiady z osobami starszymi  opowiadającymi historię miasta. Opowiadają o swoim życiu i zwyczajach, a także obyczajach. Później robimy filmy na DVD.

ST: Dziękuję za wywiad i do zobaczenia latem w Myśliborzu. Planujemy organizację turnieju na stadionie między innymi z Twoim udziałem, a także innych sław Polskiej Siatkówki. Czuj się zaproszony jako gość i jako uczestnik.

RM: Dziękuję za pamięć i zaproszenie. Nie wiem czy będę miał w tym czasie urlop, ale postaram się przyjechać. Do zobaczenia.


Więcej zdjęć z Bohaterem wywiadu tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz